1. Peru 02-23.08.2021

  • Peru

Duży, ale  jak się okazuje niezbyt zamożny kraj położony w Ameryce Południowej. Do tej pory  kojarzył mi się z Andami, a te z kolei z książką J. Simsona „Dotknięcie pustki”. Dzięki wyprawie organizowanej w ramach Polskiego Himalaizmu Sportowego (PHS) miałem okazję zobaczyć to ciekawe miejsce i powspinać się w górach Cordillera Blanca. Postaram się w kilku zdaniach przybliżyć jak to było.

  • Dojazd

Lecieliśmy z  Berlina z przesiadką w Amsterdamie do Limy, liniami KLM. Trasa Amsterdam Lima zajmuje około 12 godzin. Następnie z Limy do Huaraz przejechaliśmy, wynajętym busem, co zajęło około 8 godzin. Po drodze poczuliśmy przedsmak tego, co będzie nas czekać w górach, przejeżdżając przez przełęcz na wysokości ponad 4000 m n.p.m

  • Huaraz

Huaraz jest odpowiednikiem Zakopanego. Leży w dolinie na wysokości około 3000 m n.p.m. Nie jest to miejsce zbyt piękne i bogate w zabytki natomiast można przyjrzeć się peruwiańskiej codzienności, która dla europejczyków będzie nieco zaskakująca i egzotyczna. Jest tam bogaty wybór knajp i restauracji, w których ceny są bardzo przystępne. W mieście znajdziemy również kilka sklepów górskich oraz wypożyczalni sprzętu, więc jeśli okaże się, że czegoś nam brakuje to bez problemu powinniśmy to ogarnąć na miejscu. Wypożyczyć można niemal wszystko od namiotu po cama 5. 

  • Góry

W Peru gór nie brakuje, całe pasmo rozciąga się na przestrzeni kilkuset km. A najwyższy szczyt Andów peruwiańskich to Huascaran (6768 m n.p.m). W górach tych możemy uprawiać każdy rodzaj aktywności: od trekkingu po dolinach i łatwych pięcio i sześcio tysięcznikach poprzez wspinanie skalne, wspinanie mikstowe, lodowe a kończąc na otwieraniu nowych dróg, na które jest jeszcze trochę miejsca. Z naszych doświadczeń wynika że najlepszym okresem do wspinaczki w Cordillera Blanca jest lipiec. W sierpniu pogoda staje się mniej stabilna z możliwością pojawienie się popołudniowych burz. 

2. Wspinanie

  • Aklimatyzacja

Ponieważ Huaraz leży na znacznej wysokości 3000 m n.p.m. to po przyjeździe potrzebujemy trochę czasu na to, żeby się do tego przyzwyczaić. W naszym przypadku proces aklimatyzacji wyglądał tak: Następnego dnia po przyjeździe  wybraliśmy się na spacer za miasto i doszliśmy do wysokości 3800 m.

Kolejnego dnia pojechaliśmy na wspinanie na skałki nad jeziorem Antacocha ok 4000 m n.p.m. Rejonu tego nie mogę polecić z czystym sumieniem ze względu na parchowatość skały, pomimo tego udało zrobić się kilka sportowych dróg w tym jedną, czterowyciągową drogę za 7a+.

Po dniu przerwy, w celu poprawienia aklimatyzacji, pojechaliśmy na Vallunareju (5686 m n.p.m.),  gdzie doszliśmy do wysokości około 5400 m n.p.m. 

  • Nevado Churup

Jadąc do Peru miałem nadzieję, że uda mi się spróbować każdego rodzaju wspinania. W planach miałem wspinanie skalne, mikstowe oraz wejście na sześciotysięcznik.

Realizacje tego planu zaczęliśmy od Nevado Churup ( 5495 m n.p.m.), pięknej, południowo-zachodniej ściany, której środkiem idzie droga za M5, D+, 450m.

Całą przygodę zaczynamy od taksówki, która zawozi nas na przełęcz Pitec. Stamtąd idziemy około 4 godzin do miejsca, w którym jesteśmy w stanie rozbić namiot nad przepięknym jeziorem Laguna Churupita. Jesteśmy zupełnie sami, w tym i kolejnym dniu na całej górze nie działał żaden inny zespół.  Miejsce na obozowisko jest bardzo wygodne i piękne można by zaryzykować stwierdzenie, że trochę romantyczne 🙂 . Kolejnego dnia zaczynamy podejście pod ścianę, wydaje się krótkie, ale zajmuje grubo ponad godzinę. W ścianie jest zdecydowanie mniej śniegu niż to, co przedstawiało zdjęcie z topo. 

Rozpoczynamy wspinaczkę od przejścia czterech wyciągów, każdy o długości 60 m lub więcej czasami, podchodzimy na lotnej. Jest to uczciwe wspinanie do M5, w naszym odczuciu ze względu na małą ilość śniegu wydaje się, że jest nieco trudniej. Następnie wchodzimy na strome pole śnieżne, które nie jest trudne techniczne, ale stwarza problem z asekuracją chyba że ktoś jest wyposażony w szable śnieżne. My mieliśmy tylko dwie (zdecydowanie za mało). Na szczycie cieszymy się bardzo, chodź czujemy się mocno zmęczeni, głównie przez wysokość, dla nas jest to nowy rekord. Zjazdy same w sobie już są przygodą. Zjeżdża się kruchym kuluarem ze stanowisk, które delikatnie mówiąc nie wzbudzają zaufania. Po skończonych zjazdach czekało nas jeszcze zejście do namiotu, co przy dużym zmęczeniu i ciemnościach okazało się nie takie łatwe, jak sądziłem. Przydarzył mi się niespodziewany dupozjazd w granitowym żlebie zakończony twardym lądowaniem na półce skalnej. Ku mojemu szczeremu zdziwieniu oprócz potarganej kurtki i plecaka nic złego mi się nie stało, a mogło 🙂

  • Karma de los Condores

Karma de los Condores to 350 metrowa skalna droga w dolinie Ischinki na turni Hatun Ulloc,  absolutny klasyk. Mówiąc w skrócie nie udało się, dostaliśmy po tyłku. Po szybkim i sprawnym przejściu początkowych wyciągów doszliśmy do kluczowego wyciągu za 5.11+ (w naszym odczuciu ok 7b). Każdy z nas zaliczył tam po kilka lotów przy okazji wyrywając za każdym razem cama 3, który wydawał się osadzony idealnie 🙂 . Po przehaczeniu kluczowego wyciągu i przejściu kolejnego, pogoda popsuła się na tyle, że zdecydowaliśmy, że zjeżdżamy.

Sprawia mi swego rodzaju satysfakcję mówienie o niepowodzeniu, bo nie chciałbym, żeby ta relacja przypominała cukierkowy opis samych sukcesów, zakończony rządkiem bicepsów i uśmieszków w mediach społecznościowych. Pewnie jak każdy wspinacz byłbym w stanie podać mnóstwo wymówek, dlaczego nam się nie udało, ale nie o to chodzi, żeby się usprawiedliwiać, tylko, żeby wyciągnąć wnioski na przyszłość. I mam tutaj na myśli nie tylko sprawy techniczne, ale też, jak takie niepowodzenie zaakceptować i cieszyć się dalej wspinaniem i towarzystwem ludzi wokół.

  • Sfinks

Poprowadzenie drogi na Sfinksie było głównym celem wyjazdu. Wybraliśmy Cruz del sur 7c+(7b+) 800m, klasyk Sfinksa, długa, trudna droga w środku ściany, czego chcieć więcej 🙂 Wycieczka pod Sfinksa zaczyna się tak, jak poprzednie od taksówki, z tą jednak różnicą, że tym razem spędzamy w niej kilka godzin, trzęsąc się na dziurawej drodze. Podejście zaczynamy z Laguna Paron. Namioty rozbijamy w zwyczajowym miejscu. Jest to wyraźny wypłaszczenie z dostępem do wody, z tego miejsca jest jeszcze godzina marszu pod ścianę. Przygotowani na 2 dni wspinania z noclegiem w ścianie, bez specjalnych oczekiwań zaczynamy wspinaczkę. I tu miłe zaskoczenie, czuję się świetnie i wspina mi się dobrze, udaje mi się poprowadzić cały początek drogi, w tym dwa najtrudniejsze wyciągi za 7c i 7c+ a potem z rozpędu dokładam 7b+. Tego dnia dochodzimy do wyraźnej półki nieco poniżej połowy wysokości ściany i tam biwakujemy. Biwak jest dość komfortowy, z powodu niskiej temperatury jak tylko zachodzi słońce idziemy spać, w śpiworach jesteśmy o 17:00. Następny dzień zaczynamy od wysłania wora transportowego w szybką podróż do podstawy ściany:) Okazuje się, że haulbag CT nie był zaprojektowany do zrzucenia go z 250 m 🙂 Mikołaj na zimno rozprawia się z 7b i 7b+ i z kolejnymi czterema wyciągami. Ja prowadzę już pozostałe 6 wyciągów do wierzchołka, dziwnie trudna i słabo asekurowalna wydaje się ostatnia 7a+ ale może to wrażenie, bo już jesteśmy znacznie powyżej 5000 m n.p.m. Na szczycie jesteśmy około 17:00, chwila na zrobienie zdjęć i radość ze zrobienia Cruz del Sur. Trzeba dodać, że wyceny na tej drodze są nieco zawyżone. Kluczowe trudności mają bliżej do 7b lub 7b+. Zaczynamy zejście najpierw łatwą granią w kierunku północnym do najniższego jej punktu. A potem kilka zjazdów w dość połogiem terenie i lądujemy na piargach pod ścianą. Odnalezienie haulbaga i powrót do namiotu zajmuje kolejnych kilka godzin. 

3. Ekipa

Dziękuję mojemu partnerowi wspinaczkowemu Mikołajowi Dzięciołowskiemu za świetne towarzystwo i dbanie o mnie, mam nadzieję, mam nadzieje że on może powiedzieć podobnie 🙂 . Gdy przypominam sobie te większe i mniejsze gęsty pomocy i uważności na drugiego to czuje wdzięczność, bardzo to cenię. Nie wiem czy mogę zaryzykować stwierdzenie, że ważniejsze dla nas było dobre towarzystwo niż osiągnięcie celu… nie wiem, ale chciałbym żeby tak było 🙂 Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja się razem powspinać

Dziękuje też wszystkim zaangażowanym w projekt Polskiego Himalaizmu Zimowego, to dzięki Wam to wszystko mogło się wydarzyć.

Dziękuje za wsparcie Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki.

30.09.2021 Michał Makowski